Wspaniała. Jeżeli książka potrafi wyzwolić we mnie takie emocje, że doprowadza do płaczu to dla mnie jest mistrzostwo. Historia o wojnie i ciężkim losie kobiet w tym czasie, niby historia jakich wiele. Napisana jednak w sposób, który pozwala wczuć się czytelnikowi doskonale w klimat i emocje jakie towarzyszą bohaterom. 2. Jako pierwsza kobieta na świecie uzyskała tytuł doktora nauk ścisłych. Jako jedyna dwukrotnie otrzymała Nagrodę Nobla: w dziedzinie fizyki i w dziedzinie chemii. Była współtwórczynią nauki o promieniotwórczości. Upowszechniła termin „radioaktywny’’, a swymi odkryciami zainicjowała przełom w leczeniu raka. W 2020 r. mija 100 lat od wielkiej bitwy, która rozegrała się na przedpolach Warszawy. Wielki wysiłek mobilizacyjny oraz odwaga i determinacja polskich żołnierzy w obronie ojczyzny, pozwoliły na dalsze jej istnienie oraz, co najważniejsze, zahamowały rozprzestrzenianie się ideologii komunistycznej, którą poprzez powszechną rewolucję zamierzano rozciągnąć na inne państwa Okupowane Katowice - wyjątkowa wystawa w w Muzeum Historii Katowic. Katowice – jak wiele innych polskich miast – już na początku II wojny światowej zostały wcielone do Trzeciej Rzeszy. Jako stolica regionu o bardzo dużym potencjale gospodarczym stały się ważnym centrum administracji okupacyjnej. To z Katowic kierowano przemysłem Rodziny Ulmów w Markowej – muzeum w Markowej. Otwarte 17 marca 2016 roku [2] . W dniu 30 czerwca 2017 r., na podstawie umowy z dnia 23 czerwca 2017 r. zawartej między Województwem Podkarpackim a Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego nastąpiło wydzielenie Muzeum jako samodzielnej jednostki, współprowadzonej przez obie strony umowy. Kurierzy – na tatrzańskim szlaku. W czasie okupacji mieli do wykonania szczególną misję. Mimo możliwości dekonspiracji i trudów wędrówki, podejmowali się ryzykownych operacji przeprawienia przez przedwojenną granicę Polski, przebywając równie malowniczy, co niebezpieczny szlak. Wszystko w imię wolności i niepodległości ojczyzny. qrdzNEk. W dniach 4-9 maja uczennice Zespołu Szkół w Mosinie, laureatki konkursu, Iga Lewandowska oraz Katarzyna Tomowiak z nauczycielką Beatą Buchwald uczestniczyły w wyjeździe edukacyjnym do Austrii. Wyjazd przygotowało Stowarzyszenie Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych w partnerstwie z Biurem Edukacji Narodowej IPN w Poznaniu. Laureaci konkursu wraz z członkami rodzin więźniów obozów koncentracyjnych oraz panią dr Agnieszką Łuczak z IPN odwiedzili sieć dawnych obozów koncentracyjnych na terenie Austrii. System obozów Mauthausen- Gusen tworzyło 49 podobozów. Wszystkie oznaczone były kategorią „3”, co oznacza, że były to najcięższe obozy. W obozach więziono koło 190 tys. więźniów. Największą grupę stanowili Polacy. Byli to między innymi powstańcy warszawscy oraz Polacy deportowani z obozu zagłady Auschwitz- Birkenau. Wśród nich było około 50 mieszkańców Mosiny, ponad 30 z nich straciło życie. Byli to także mieszkańcy Rogalinka, w tym kierownik miejscowej szkoły, Leon Kostrzewski, więziony w Mauthausen. Do dziś zidentyfikowano 84270 ofiar, w tym około 30 tys. Polaków- Ofiar obozów Mauthausen- Gusen. Dla Kasi i Igi wyjazd miał wymiar rodzinny, ponieważ Stanisław Tomowiak, ich pradziadek został deportowany z Auschwitz- Birkenau do Mauthausen. Więziony był także w obozie w Ebensee oraz Melku. Był jednym z niewielu Polaków, którym udało się przeżyć obóz. W skład naszej delegacji wszedł pan Wiesław Krawczykowski, więzień obozów Mauthausen- Gusen. Jako 15 chłopak, działacz Szarych Szeregów i powstaniec warszawski trafił do Mauthausen. Dziś ma 90 lat i wielką życiową mądrość. Pan Wiesław był dla nas niezwykłym przewodnikiem i mentorem. Spotkanie z byłym więźniem stało się dla nas wszystkich wyjątkową lekcją historii opartą na przekazie międzypokoleniowym. Dla Igi i Kasi wspomnienia pana Wiesława stały się opowieścią o historii ich pradziadka. Pan Wiesław bardzo szybko zjednał sobie młodzież, która nie odstępowała swojego wyjątkowego Nauczyciela ani na krok. Naszą podróż rozpoczęliśmy od wyjątkowego miejsca nieopodal Wiednia- wzgórza Kahlenberg, skrawka polskiej ziemi w Austrii. W kościele pw. św. Józefa na Kahlenbergu młodzież złożyła wiązanki, a Kasia i Iga zapaliły znicze przy symbolicznym grobie około 30 tysięcy Polaków, więźniów obozów koncentracyjnych systemu Mauthausen-Gusen, zawierającym urnę z ziemią z miejsc ich śmierci. O historii Kahlenbergu, powiązanej ze zwycięską bitwą pod Wiedniem pod dowództwem Jana III Sobieskiego, opowiedział nam proboszcz miejscowej parafii. Urzekła nas przepiękna panorama Wiednia z widokiem na Dunaj, którą podziwialiśmy się z Kalenbergu. Kolejnego dnia odwiedziliśmy Zamek Hartheim, fabrykę śmierci, tak nazywano to miejsce zagłady, w którym w komorach gazowych uśmiercono tysiące więźniów. Upamiętniliśmy Ofiary składając wiązanki i zapalając znicze. To był szczególnie trudny moment dla rodzin ofiar, które tam straciły swych bliskich. Następnie uczestniczyliśmy w spotkaniu z panem Wiesławem Krawczykowskim, który opowiedział nam swoją obozową historię. O godzinie w kościele St. Georgen, w 72. rocznicę wyzwolenia obozów Mauthausen- Gusen (wyzwolenie miało miejsce 5 maja 1945 roku o godz. 17), podobnie jak uwolnieni więźniowie, którzy udali się do kościoła St. Georgn i zaśpiewali hymn Polski oraz Boże coś Polskę, uczyniliśmy to samo. W godzinach wieczornych dotarliśmy do Gusen, gdzie na placu apelowym spotkaliśmy się z grupą z Warszawy i wysłuchaliśmy pięknego śpiewu Kasi i Igi, które utworem Bo świat to my, zaakcentowały, że to miejsce ważne dla Polaków i że powinno zostać upamiętnione w godny sposób. Obecnie teren dawnego obozu jest własnością prywatną. Miejsce to, dzięki pomocy pani Marty Gammer, założycielki Komitetu Memoriału Gusen, zostało po raz pierwszy od 72 lat udostępnione Polakom do zwiedzania. W sobotę uczestniczyliśmy w międzynarodowych uroczystościach w kolejnym z podobozów Mauthausen w KL Ebensee. Obóz położony był w przepięknym miejscu w Alpach, które przywitały nas słoneczną pogodą, pomimo zalegającego na szczytach gór śniegu. Ebensee- urzekający krajobraz z tragiczną historią w tle także dla pradziadka Igi i Kasi, który był więźniem tego obozu. O warunkach panujących w KL Ebensee opowiedziała nam pani Urszula Kowalska ze Stowarzyszenia Rodzin, której dziadek Jan Włodarczyk, aresztowany za działalność konspiracyjną, był osadzony kolejno w KL Auschwitz, KL Mauthausen, KL Ebensee, a następnie zamordowany w Hartheim. KL Ebensee był jednym z najcięższych obozów. Były tam niezwykle trudne warunki, począwszy od niskich temperatur, poprzez ciężką, wyczerpującą pracę polegającą na wykuwaniu tuneli w skałach, głodowe porcje żywnościowe, po choroby dziesiątkujące więźniów. Słabych i chorych więźniów mordowano. W obozie zginęło 8500 więźniów różnych narodowości. Podczas oficjalnych uroczystości przywitał nas ambasador RP w Wiedniu, Artur Lorkowski. Nasze uczennice zapaliły znicz poświęcony pamięci Stanisława Tomowiaka. Podczas uroczystości Kasia i Iga, za zgodą ambasadora oraz konsula, Korybuta Woronieckiego, zaśpiewały utwór Bo świat to my. Występ dziewczynek wzbudził ogromne zainteresowanie międzynarodowych delegacji i obecnych na uroczystości mediów. Był to głos polskiej młodzieży, która pokazała swoją obecność w tym ważnym dla wielu polskich rodzin miejscu. Zwiedziliśmy również sztolnie w Bergkristall. System sztolni Bergkristall w St. Georgen/Gusen należy do największych obiektów budowlanych z czasów narodowego socjalizmu na terenie Austrii. Sztolnie wybudowane przez więźniów stały się miejscem taśmowej produkcji kadłubów i skrzydeł myśliwców odrzutowych Me 262. Budowa sztolni przyczyniła się do deportacji wielu tysięcy więźniów obozów koncentracyjnych do Gusen, których osadzono w szczególnie trudnych warunkach w podobozie Gusen II. Więźniowie umierali wskutek ciężkiej pracy, niedożywienia, braku snu oraz szczególnej brutalności strażników. Budowa sztolni i brutalne wykorzystywanie pracy więźniów sprawiły, że liczba ofiar obozu Gusen pod koniec wojny przewyższała liczbę ofiar obozu Mauthausen. Uczestniczyliśmy także w uroczystościach pod pomnikiem pamięci Ofiar, więźniów obozów koncentracyjnych, którzy, jak głosi napis na tablicy pamiątkowej, stracili życie, pracując w nieludzkich warunkach przy budowie podziemnych sztolni produkcyjnych. W godzinach popołudniowych uczestniczyliśmy w międzynarodowych uroczystościach rocznicowych przy memoriale KL Gusen. Wysłuchaliśmy przemówień między innymi prezydenta Austrii Alexandra Van der Bellena i wiceminister kultury Magdaleny Gawin, która zwróciła się do władz austriackich o godne upamiętnienie tego ważnego dla Polaków Miejsca Pamięci. Zapoznaliśmy się z wystawą plenerową Gusen:granit i śmierć, pamięć i zapomnienie, która zaprezentowana zostanie również w Parlamencie Europejskim. Niedziela była szczególnym dniem. Udaliśmy się do Mauthausen, by uczestniczyć w międzynarodowych uroczystościach poświęconych 72. rocznicy wyzwolenia obozów Mauthausen- Gusen oraz we mszy św. odprawionej przy polskim pomniku. Podobnie jak delegacje z całego świata złożyliśmy wiązankę kwiatów i zapaliłyśmy znicze upamiętniając mieszkańców Mosiny i Rogalinka, ofiary Mauthausen. O życiu w obozie opowiedział nam pan Wiesław Krawczykowski, który wspomniał o schodach liczących 186 stopni, nazywanych schodami śmierci, po których więźniowie wnosili ciężkie bloki skalne z kamieniołomów. Członkowie załogi obozowej w ramach rozrywki strącali więźniów ze schodów do leżącego w dole jeziora. Pan Wiesław pokonał schody ponad 500 razy. Schody śmierci stały się symbolem Mauthausen i Miejscem Pamięci. Zwiedziliśmy ekspozycje muzeum oraz szukaliśmy w Księdze Pamięci nazwisk bliskich nam osób. Niestety, ekspozycje muzealne w dawnych obozach na terenie Austrii są ubogie, a artefakty po obozowym życiu nieliczne. W niektórych podobozach jedynie tablice pamiątkowe umieszczone z inicjatywy Polaków świadczą o miejscach dawnych obozów. Po uroczystościach, na placu przed ratuszem w Mauthausen, złożyliśmy kwiaty przy rzeźbie sarenki, którą na rozkaz komendanta obozu Mauthausen, wyrzeźbił z granitu Stanisław Krzekotowski, więzień obozu. Był to szczególny moment dla córki i wnuka Stanisława Krzekotowskiego, Barbary i Krzysztofa Klemmów, którzy po raz pierwszy mogli zobaczyć rzeźbę. W poniedziałek odwiedziliśmy kolejny podobóz- KL Melk. Wysłuchaliśmy relacji jednego z byłych więźniów tego obozu, który wspominał ekstremalne warunki życia i wyczerpującą pracę w pobliskich sztolniach. W KL Melk życie straciło 1500 Polaków. Dla mnie i moich uczennic był to niezwykle ważny wyjazd, za który dziękujemy paniom ze Stowarzyszenia: Elżbiecie Rybarskiej i Urszuli Kowalskiej oraz pani dr Agnieszce Łuczak z Instytutu Pamięci Narodowej. Dziękujemy również Burmistrzowi Gminy Mosina, panu Jerzemu Rysiowi, który dofinansował nasz wyjazd do Mauthausen- Gusen. Podziękowania kierujemy do pana Wiesława Krawczykowskiego, który ujął nas wszystkich pogodą ducha i pokazał, że pomimo traumatycznej obozowej historii, można pięknie żyć. Słowa podziękowania kieruję do pana Pawła Szukalskiego, który pięknie przygotował uczennice do występu. Wyjazd do Mauthausen- Gusen nie tylko poszerzył naszą wiedzę historyczną, ale stał się okazją do spotkań ze świadkami wydarzeń. Mamy nie tylko świadomość tych miejsc, ale i potrzebę, by pamiętać dla przyszłości. Obszerna fotorelacja: Beata Buchwald W wieku ośmiu lat moja matka Teresa została okradziona z dzieciństwa. Spała, ściskając ukochanego pluszowego lisa, gdy we wczesnych godzinach porannych 1 września 1939 r. przerażająca burza niemieckiego ataku powietrznego obwieściła wybuch II wojny światowej. Piętnaście dni później wojna pojawiła się na jej podwórku, gdy polscy żołnierze kopali okopy w jej rodzinnym ogrodzie. Niemcy zbliżający się do Warszawy ostrzeliwali artylerię w Młocinach, malowniczej wiosce, w której mieszkała jej rodzina, osiem mil na północny zachód od stolicy. Konie galopowały przez łąkę, gdy polski pułk kawalerii przyłączył się do obrony. Niemcy wpadli w zasadzkę i „zabili ich – tak po prostu” – wspomina moja matka, strzelając palcami. Pociski artyleryjskie zniszczyły dach domu, przebiły ścianę jej sypialni, zmiażdżyły werandę i wybuchły w ogrodzie. Teresa, jej starszy brat Thomas i ich rodzice godzinami siedzieli w piwnicy, dręczeni jękiem umierającego polskiego żołnierza błagającego o pomoc, której nie byli w stanie udzielić. Do końca dnia czterech polskich żołnierzy leżało martwych na ich podwórku. Niemieckie wojska rozkazały im wyjść z domu, „karabiny maszynowe przystawili do gardła” – wspomina moja matka. Żydowski sąsiad został zamordowany na ich oczach. Jego przerażoną żonę i dzieci odprowadzono; moja matka nigdy więcej ich nie widziała. Mój dziadek i inni mężczyźni zostali odesłani pod uzbrojoną strażą. Kobiety i dzieci otrzymały polecenie zakopania zwłok. Tom i moja babcia pochowali tego dnia 14 ciał, w tym pozbawionego głowy polskiego strzelca maszynowego. Dano im godzinę na zebranie swoich rzeczy i ewakuację do lasu. Kiedy zbierali to, co mogło zmieścić się w starym wózku dziecięcym, niemiecki żołnierz porwał pluszowego lisa mojej matki i umieścił go na kabinie swojej ciężarówki, przewrotne trofeum dla ujarzmienia innych ludzi. Z lewej: Teresa jako małe dziecko z matką Aliną Sumowską Romanowską w ich wiejskim domu w Choceniu, 1933 r. Z prawej: Ojciec Teresy, Bohdan Romanowski, wraz z bratem Teresy Thomasem, na początku lat 30. XX wieku. Zdjęcie dzięki uprzejmości Teresy R. Lakshmanan Skradzione dzieciństwo Następne pięć lat przyniosło niewyobrażalny horror. 75 lat od Dnia Zwycięstwa Europy (w 2020 przypadł 8 maja – przyp. red.), kiedy naziści ogłosili kapitulację, nie wystarczyło, aby zaleczyć blizny. Moja matka była tylko jednym z dziesiątek milionów dzieci, których życie zostało zbrutalizowane przez siły historii, całkowicie poza ich kontrolą. Miała szczęście. Jej imię, Teresa Romanowska, pojawia się bez przypisu „zmarły” na „Liście pamięci” obozu nazistowskiego, w którym była przetrzymywana. Jednak dziś jej najgłębsze wspomnienia, jej uporczywe, fantomowe lęki zakorzenione są w tych latach, w których się kształtowały. Nawet sześćdziesiąt lat w Stanach Zjednoczonych, za oceanem i po drugiej stronie wojny, nie było w stanie usunąć traumy utraconej niewinności. Moja matka pamięta swoje przedwojenne dzieciństwo jako sielankowe, beztroskie życie w wiejskim domu otoczonym ogrodami warzywnymi i drzewami owocowymi; ule i kury; krowy i konie; temperamentny kucyk o imieniu Kucka; i pies myśliwski. Jej rodzice pochodzili z wykształconej szlachty; jej ojciec, Bohdan Romanowski, był potomkiem Kazimierza Pułaskiego, polskiego szlachcica, który walczył w rewolucji amerykańskiej i uratował życie Jerzego Waszyngtona w 1777 r. Mój dziadek, inżynier wykształcony w Polsce, Niemczech i Cesarskiej Rosji, prowadził uprawę buraka cukrowego we wsi Choceń w środkowej Polsce, kiedy urodziła się moja matka. Jej kosmopolityczna matka, Alina Sumowska Romanowska, mówiła czterema językami i dorastała w dzisiejszej Ukrainie, w rodzinnym majątku, który spłonął w czasie rewolucji rosyjskiej w 1917 r., zmuszając jej rodzinę do ucieczki do Krakowa. Wielki kryzys doprowadził do zamknięcia cukrowni w 1933 r. Rodzina przeprowadziła się do Młocin, bukolicznej enklawy między Puszczą Kampinoską a Wisłą, i zbudowała dwupiętrową willę. Krążyli, aż Bohdan znalazł pracę w amerykańskiej firmie. W 1937 r. mógł kupić fabrykę cegieł. Kiedy naziści opanowali Młociny we wrześniu 1939 r., mój dziadek został schwytany i zmuszony do pracy jako tłumacz w kwaterze głównej armii niemieckiej 30 mil na wschód od Warszawy. Jako przeszkolony w Dreźnie inżynier mechanik byłby przydatny dla niemieckiej machiny wojennej, ale odmówił współpracy. Jego cegielnia została skonfiskowana. Bez środków do życia mój dziadek musiał sprzedać swoją ziemię i wynająć mieszkanie na warszawskich przedmieściach na Bielanach. Jedyne, co mógł znaleźć, to praca fizyczna jako mechanik tramwajowy. Ich racje żywnościowe były skąpe, ledwie wystarczające, aby uratować się przed głodem. Thomas, wówczas 14-letni, pochłaniał powieści Dickensa, by zapewnić sobie przyjemność z fantastycznych bankietów. Moja babcia Alina zastawiła biżuterię, aby kupić jedzenie. Na zdjęciu: Teresa Lakshmanan z wnukiem Devanem Tatlowem modli się przy grobie rodziców w Warszawie w 2014 r. Zdjęcie: Indira Lakshmanan Śmierć i bunt w Warszawie Nazistowska ideologia postrzegała nie tylko Żydów, ale także rzymskokatolickich Polaków, takich jak rodzina mojej matki, jako podludzi okupujących terytorium kluczowe dla Niemiec. W przemówieniu do generałów za zamkniętymi drzwiami krótko przed inwazją na Polskę cytowano Adolfa Hitlera, który nakazał „bezlitośnie i bez współczucia wysyłać na śmierć mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i języka. Tylko w ten sposób zyskamy Lebensraum [przestrzeń życiową], której potrzebujemy”. (…) Polscy przywódcy ruchu oporu planowali uwolnić miasto od nazistów, gdy Sowieci zbliżali się ze wschodu. Tom, wówczas 19-letni, potajemnie zarządzał dystrybucją podziemnego biuletynu prasowego. 1 sierpnia 1944 r. ostrzegł rodzinę, że o godzinie 17:00 wydany zostanie rozkaz do rozpoczęcie Powstania Warszawskiego. Tego dnia mój dziadek - Bohdan - nigdy nie dotarł do domu. Przez 63 dni naziści przeprowadzali nieustanny ostrzał miasta artylerią i bombami w dzień i w nocy. Dziesiątki tysięcy mieszkańców zamordowano na ulicach. We wrześniu nazistowska brygada przybyła pod dom mojej matki, rozkazała wszystkim wyjść na ulicę, a mieszania zaczęli obrzucać zapalnikami. Rodzina właśnie kończyła obiad, kiedy w panice wpadła moja matka, niosąc ze sobą brudne naczynia. Tom impulsywnie pobiegł do tyłu, aby spróbować usunąć bombę. Żołnierz wycelował w niego karabin, a Alina krzyknęła: „Tom! Zejdź, on cię zabije!”. Tom uciekł, ale dom spłonął. „Stałam na środku ulicy z misą brudnych naczyń i patrzyłam, jak nasz dom płonie” – wspomina moja matka. Fragment reportażu autorstwa Indira Lakshmanan. Całość dostępna na stronie: „Sztafeta Pamięci – losy mojej rodziny w czasie II wojny światowej”.W roku szkolnym 2019/2020 odbyła się IV edycja ponadregionalnego konkursu historycznego „Sztafeta Pamięci – losy mojej rodziny w czasie II wojny światowej”.Konkurs jest wspólną inicjatywą Instytutu Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Oddział w Poznaniu, Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych z siedzibą w Poznaniu i Wielkopolskiego Muzeum Niepodległości w konkurs wpłynęło ponad 296 prac. Wśród uczestników konkursu był uczeń klasy 8 z naszej szkoły, który w kategorii „szkoła podstawowa klasy VI do VIII” zdobył II Marchlewicz - Szkoła Podstawowa im. Kawalerów Orderu Uśmiechu w Dąbrówce,temat pracy: „Historia mojego pradziadka Zenona Wińskiego”,opiekun naukowy: Pan Krzysztof najlepszych zaplanowano Edukacyjny wyjazd pamięci do Austrii pod hasłem „Polacy w KL Mauthausen-Gusen”.Małgorzata GrzelakSzkoła Podstawowa im. Kawalerów Orderu Uśmiechu w Dąbrówce Zdjęcie Mamy z 1945r i polskich dzieci z Maharają Jam Saheb, Mama stoi, druga z prawej. Zdjęcie z przedstawienia "Kopciuszek" . Za oknem była ciemna noc, szalał wiatr a duże krople deszczu uderzały w okno naszego salonu na Jackson Heights. Pamiętam że miałam wtedy osiem lat. Przykryłam się ciepłym kocem, który zrobiła na drutach moja mama. Miałam nadzieję że burza wkrótce minie ale zamiast tego zgasło światło i przez długi czas nie było prądu. Pamiętam jak mama zapaliła jedną świecę i postawiła ją na ławie. Zdmuchnęła zapałkę i usiadła obok mnie. Moja starsza siostra dołączyła do nas a mama nas przytuliła. Czułyśmy się bezpiecznie w jej ramionach. Siedząc tak w ciemności wpatrywałyśmy się w płonącą świece i prosiłyśmy mamę żeby opowiedziała nam jakaś historie. Mama westchnęła i zaczęła opowiadać nam historie swojego dzieciństwa. Była to smutna opowieść o trudnościach I okrucieństwach jakie doświadczyła podczas II wojny światowej. Zadawałyśmy jej dużo pytań a ona z cierpliwością na nie odpowiadała. Powiedziała nam ze pochodzimy z silnej, pełnej wiary rodziny i powinnyśmy być dumne z naszego pochodzenia. Kilka lat później, gdy byłam w 7 klasie szkoły podstawowej, nauczycielka od historii oznajmiła ze będziemy uczyć się o II wojnie światowej. Krzątając się przy tablicy i poprawiając okulary które spadały jej z nosa spytała: „Kto może powiedzieć nam coś o II wojnie światowej?” Natychmiast zapragnęłam żeby podzielić się z klasą historią mojej mamy. Szybko podniosłam rękę. Nauczycielka mnie nie zauważyła i dalej krzątała się przy tablicy. Zaczęłam wymachiwać ręką w powietrzu próbując zwrócić na siebie uwagę. Wreszcie zostałam zauważona i powiedziałam: „Polacy byli jedną z najbardziej prześladowanych grup narodowych przez reżim niemiecki i sowiecki”. Nauczycielka zmarszczyła brwi, zacisnęła usta i odpowiedziała: „Wszystkie narodowości cierpiały przez całą wojnę.” Nie dając mi szansy na kontynuowanie, zadała pytanie ponownie. Usiadłam zasmucona i nie rozumiałam, dlaczego nauczycielka nie chciała żebym mówiła o milionach Polaków przymusowo deportowanych na Syberię, zmuszonych do pracy w obozach pracy, umierających z głodu i zimna? Nie miałam nawet szansy powiedzieć ilu ich zginęło. Nie rozumiałam, jak mogło to być nieważne w naszej dyskusji klasowej? Po powrocie do domu opowiedziałam mamie o tym co zaszło w szkole. Mama ze smutkiem na twarzy pokręciła głową i powiedziała : „Świat nie zawsze interesuję się prawdą, ważne jest że ty wiesz jaka jest prawda.” Wtedy obudziło się we mnie pragnienie żeby opowiedzieć światu historie mojej mamy. Jest to historia milionów Polaków, którzy nie mogą opowiedzieć prawdy o tym co ich spotkało w życiu, ponieważ nie ma ich już wśród nas. Większość Amerykanów i mieszkańców zachodniej Europy zna okropną historię niemieckiego okupanta, którego celem była zagłada wszystkich Żydów. Niestety, nie wszyscy znają oryginalny plan Hitlera, który przewidywał ludobójstwo i czystkę etniczną wszystkich Polaków oraz zagarnięcie polskiej ziemi. Hitler zdołał zabić dwadzieścia procent polskiej ludności, uprowadzić tysiące dzieci do Niemiec i zburzyć znaczną cześć polskich miast. Jest jeszcze druga historia, o której mówi się rzadko i której większość ludzi nie zna. To historia mojej mamy i prawie 2 milionów polskich obywateli, którzy byli deportowani przez tajną służbę sowiecką NKWD do niewolniczych obozów pracy na terenach byłego ZSRR. Inwazja Wschodniej Polski przez Armie Czerwona rozpoczęła się 17 września 1939, a następujące totalitarne prześladowanie Polaków przez reżim sowiecki jest tematem nadal nieznanym dla większośći Amerykanów. Norman Davies w przedmowie do mojej książki, One Star Away, pisze: “Since Stalin’s Soviet Union became the ally of the West, and the principal victor over Hitler’s Wehrmacht, we are apt to judge the Soviet record by different standards, ignoring the blood-stained dictatorship, the mass atrocities, and Stalin’s odious role during the early years of the war” Po wielu latach trzymania tych ważnych informacji w tajemnicy przed ludźmi postanowiłam opisać tą historie, żeby uczcić pamięć mojej mamy i pamięć milionów Polaków pomordowanych w czasie II wojny światowej. Mama ( Ziuta) w roli wróźki Moja mama, Józefina Nowicka, była siódmym z dziesięciorga dzieci Konstantego i Teodory Nowickich. Urodziła się w 1932 we wsi Dąbrowa w województwie Wołyńskim we wschodniej Polsce. Po I wojnie światowej Polska pojawiła się ponownie na mapie świata. Było to po 123 latach cierpienia pod zaborami Pruskim, Ruskim i Austro-Węgierskim. Kiedy Józefina przyszła na świat, II Rzeczypospolita była spokojnym i szybko rozwijającym się narodem z wieloma grupami etnicznymi. Największą z tych grup stanowili Żydzi, których populacja wzrosła o ponad 16% w okresie międzywojennym i osiągnęła około 3,310,000 osób w 1939 roku. Wioska mojej mamy była mekką wielu kultur. Mała „Ziuta” (tak wszyscy nazywali Józefinę) często wspominała bliskie relacje jej rodziców z sąsiadami z różnych grup etnicznych. Rodzina Nowickich mieszkała w trzypokojowym domu obok dużego lasu. Ojciec Ziuty był leśnikiem i często zapraszał swoich sąsiadów Żydów, Niemców, Ukraińców do domu na obiad i towarzyskie spotkania. Wczesnym rankiem 10 lutego 1940 roku ktoś bardzo głośno uderzał w okna i drzwi domu rodziny Nowickich. Była to tajna sowiecka policja. Tego ranka skończyło się beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo Ziuty i zaczęło się piekło na ziemi dla całej rodziny Nowickich i tysiąca innych rodzin, które padły ofiarą przymusowych aresztowań. Te aresztowania były wycelowane głównie w rodziny mężczyzn służących w wojsku, jeńców wojennych i leśników, którzy byli postrzegani przez Sowietów jako „wrogowie ludu”. Operację aresztowań i następujących deportacji zorganizował Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych (NKWD), poprzednik Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB), podobnie jak w przypadku wszystkich następnych masowych deportacji. Moja mama wraz z piątką rodzeństwa i rodzicami otrzymała minutę na zabranie swoich rzeczy. Rodzina Nowickich w pośpiechu zdołała spakować trochę jedzenia, zabrać pościel i rodzinną Biblię. Jeden z rosyjskich oficerów, którego imienia mama nie pamięta, ale którego rodzina mamy codziennie wspominała w swoich modlitwach, nalegał aby zabrali ze sobą maszynę do szycia która okazała się niezbędna do ich przetrwania. W ten mroźny poranek rodzina Nowickich wsiadła na sanie i została zawieziona na stację kolejową, żeby dołączyć do setek innych polskich rodzin czekających w temperaturze poniżej zera. Chwile później wszyscy zostali załadowani przez żołnierzy rosyjskich do pociągu, który składał się z wagonów dla bydła. Sześćdziesięciu do siedemdziesięciu polskich więźniów wpędzano niczym zwierzęta do każdego z wagonów. Wagony miały w środku dwupiętrowe drewniane prycze, które „szczęśliwcy” mogli wykorzystać do spania, jeden żeliwny piecyk oraz dziurę na środku podłogi, która miała służyć jako toaleta. Mama często wspominała jak bardzo upokarzające było korzystanie z tej dziury. Zazwyczaj rodzina zasłaniała kocem, aby stworzyć trochę prywatności. Mama pamięta dokładnie, kiedy pociąg ruszał ze stacji wszyscy śpiewali stary polski hymn Serdeczna Matko, a rodziny przytulały się do siebie, żeby się trochę ogrzać. Takie przesiedlenie trwało od trzech do czterech tygodni. Raz dziennie pociąg zatrzymywał się aby więźniowie mogli rozprostować nogi i wypełnić swoje garnki kipiatok czyli wrzątkiem. Oddalenie się od pociągu było niebezpiecznie, gdyż nigdy nie było wiadomo kiedy pociąg ruszy w dalszą drogę. Niektóre matki z desperacji żeby zdobyć jedzenie dla swoich głodujących dzieci oddalalały się od wagonów żeby wymienić własne ubrania na chleb u miejscowych. Niejednokrotnie, gdy pociąg ruszył bez ostrzeżenia, ktoś z rodziny nie zdążył wrócić do wagonu. Rodzina taka pozostała już na zawsze rozdzielona a dzieci stawały się sierotami. Ziuta w obawie o stratę mamy cały czas trzymała ją za rękę i nie oddalała się od niej nawet na krok. Więźniowie podróżujący w upokarzających warunkach już po kilku dniach zaczęli cierpieć z powodu głodu, zimna i wszawicy. Dzienna porcja jedzenia, która składała się z czterystu gram kleistego czarnego chleba, nie była wystarczająca żeby przeżyć. Ci którzy nie mieli czasu na spakowanie jedzenia przed wysiedleniem zaczęli umierać z głodu i wyczerpania. Pociąg robił dodatkowe przystanki w szczerym polu żeby rosyjscy żołnierze mogli wyrzucić zwłoki z wagonów w nieznaną otchłań. Po trzech tygodniach w wagonach pozostała tylko połowa więźniów. Druga połowa nie przeżyła nieludzkich warunków podróży. Z Wologody, rodzina mamy przetransportowana została kolejne 250 kilometrów, saniami, do miejsca przeznaczenia, do osady Holm (Wierchniaja Pielszma). Oficer NKWD wprowadził ich do jednopokojowego zamarzniętego baraku z żeliwnym piecykiem pośrodku, z jednym zastrzeżeniem: Kto nie rabotajet, tot i nie kuszajet; kto nie pracuje ten nie je. Następnego dnia, ojca i 16-letniego brata Tadka, wywieziono 20 kilometrów do obozu przymusowej pracy, gdzie mieli pracować 12-16 godzin dziennie wycinając drzewa w temperaturze -40 stopni Celsjusza. Mamę i jej młodsze rodzeństwo zabrano do przymusowej szkoły rosyjskiej w celu indoktrynacji ich na młodych Bolszewików. Na szczęście proces systemowej rusyfikacji nigdy się nie powiódł, gdyż moja babcia skutecznie przekazywała swoim dzieciom wiarę katolicka i polską kulturę. Kiedy zapasy rodzinne skończyły się, głód zaczął zaglądać Nowickim w oczy. Czternastoletnia Janka, najstarsza siostra Ziuty, i jedenastoletni Józek, starszy brat Ziuty, zostawili więc naukę w szkole aby pracować 12 godzin dziennie rąbiąc drzewo w tajdze. Za swoją ciężką pracę dostawali porcję zupy rybnej i dodatkową kromkę chleba. Jadzia, druga najstarsza córka, chodziła po szkole i żebrała o resztki jedzenia. Stan zdrowia mojej Babci szybko się pogarszał. Kiedy Tola nie leżała w łóżku z uporczywym kaszlem, reperowała zniszczone ubrania miejscowych ludzi. Dostawała za to czasem cebulę lub ziemniaka. Kiedy drogi były możliwe do przejścia, rodzina szła wiele kilometrów na lokalny targ gdzie wymieniali ostatki swoich ubrań na drobinki jedzenia. Mama miała to szczęście że jej rosyjska nauczycielka czasem przynosiła jej naleśnika “blinę”. Dorastając, pamiętam że mama codziennie modliła się za swoją rosyjską nauczycielkę Alexandrę. Innym wydarzeniem które uratowało rodzinę przed pewną śmiercią było, kiedy pewnego dnia w środku zimy Tadek przyniósł kozę do rodzinnego baraku. Kozie mleko zapewniło im pożywienie potrzebne do przeżycia. Masy wywiezionych Polaków codziennie umierały z powodu przenikliwego zimna, maltretowania i chorób. Pamiętam że całe swoje życie, moja mama nękana była koszmarami, które zawsze zaczynały się od dźwięku “walenia w drzwi”. Często się zastanawiam, czy to było walenie Rosjan w drzwi wejściowe Nowickich w tą straszną noc, czy to może coś bardziej przerażającego? Po dwóch latach tej makabrycznej egzystencji, do obozu dotarła wiadomość o amnestii. Kiedy w czerwcu 1941 r. Niemcy zaatakowali Rosjan, Stalin zawarł porozumienie z Rządem Polskim na wygnaniu w Londynie. Na mocy tego porozumienia, Polacy mieli zostać uwolnieni z sowieckich więzień i obozów pracy. Polska Armia miała powstać na ziemi radzieckiej aby pomóc Rosjanom w walce z Niemcami. Dla polskich obywateli utworzono wtedy specjalne ośrodki pomocy a polskich mężczyzn rejestrowano do wojska w Buzułuk, Tatishchev, i Totskoye. Jednocześnie, organizowano dystrybucje jedzenia, leków i innych niezbędnych artykułów. Pomimo trudności wojny, rządów komunistycznych i przeszkód stwarzanych przez Sowietów, Ambasadzie Polskiej w tym okresie udało się utworzyć 807 ośrodków, w tym sierocińce, szkoły, kuchnie dla ubogich i ośrodki medyczne. Pomimo amnestii, Sowieci utrudniali wyjazd Polakom z obozów pracy. Niektórzy Polacy nie mogli wyjechać z powodu braku odpowiednich dokumentów i pozwolenia na podróż. Polskich więźniów Sowieci zatrzymywali w gułagach, ponieważ chcieli zapewnić sobie siłę roboczą do wykonania swoich norm pracy. Jeszcze inni Polacy, osłabieni i niedożywieni, borykali sie z decyzja, czy w ogóle powinni wyruszyć w podróż przez zamarzniętą syberyjską tajgę. Czy przeżyją?! Babcia moja była jedna z tych osób, jednakże jej wiara w Boga i wola życia były silniejsze niż wątpliwości. Ostatkami sił nieustannie modliła się aby udało im się wydostać z gułagu. Tygodniami szli w śniegu po kolana do najbliższej stacji kolejowej, skąd pociągiem udali się na południe do Ambasady Polskiej w Kujbyszewie. W tamtym cieplejszym klimacie zaczęły wybuchać epidemie czerwonki i tyfusu. Z tysięcy Polaków którzy docierali dziennie do Kujbyszewa, wielu umierało zaraz po przyjeździe z powodu wyczerpania, niedożywienia i chorób. Rodzina mojej mamy dotarła w bardzo kiepskim stanie ale udało im się przeżyć. Zdjęcie Maharadży Jam Saheb Digvijaysinghi Po upływie kilku tygodni, za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża dotarła wiadomość, że wspaniałomyślny Maharadża z Indii, Jam Saheb Digvijay Sinhji zaoferował pomoc i przyjęcie w swoim królestwie 500 polskich dzieci. Rodzice musieli podjąć najtrudniejszą decyzję w swoim życiu. Czy powinni pozostawić swoje dzieci w Rosji na pewną śmierć, czy też powierzyć je polskim opiekunom, którzy mogą dać im szansę na przeżycie i wolność? Na myśl o rozłące ze swoimi dziećmi, serce mojej babci było przeszyte bólem, jednakże rozsądek przeważył, dzięki czemu moja mama z dwojgiem rodzeństwa znalazła się na liście szczęśliwców wybranych do ewakuacji. Razem z Wojskiem Polskim na zawsze opuszczą „nieludzką ziemię” i udadzą się do Persji. Iran, będący od sierpnia 1941 roku pod okupacją Brytyjczyków i Rosjan, był pierwszym przystankiem dla około 38,000 polskich obywateli którzy opuścili Sowicką ziemię wraz z 78,000 żołnierzami polskiego wojska. Ponad połowę ludności cywilnej stanowiły dzieci i młodzież. Inna grupa 2,694 Polaków przybyła do Meszhedu (Mashhad), Iran z Aszhabadu (dzisiejszy Ashgabat). W tej grupie znalazła się moja mama i dwójka jej rodzeństwa, Józef i Jadwiga, którzy przybyli tam drogą lądową w lipcu 1942 roku drogą lądową. Dla nich i dla tysięcy innych polskich dzieci, życie egzystencja pełna strachu, głodu i chorób w końcu się zakończyła. Pobyt w Persji i w Indiach odbudowało w nich wiarę i dało im na nowo szansę na normalne życie. Choć nadal żyli w niepewności i tęsknocie do reszty rodziny, którzy utknęli w „nieludzkiej ziemi” młodzi wygnańcy znaleźli nadprzyrodzoną siłę, by odbudować swoje życie dzięki gorącej woli życia w wolności. Moja książka, One Star Away jest historią koszmaru, jakiego doświadczyła rodzina mojej mamy w Rosji oraz szczęśliwej ucieczki mojej mamy i jej rodzeństwa z tej „Nieludzkiej Ziemi”. Przedstawia skomplikowane ludzkie losy i wędrówkę z bezpiecznego domu w Polsce poprzez Rosję, Persję, Indie i dalej. Historia Ziuty pokazuje nam bohaterstwo Polaków, w tym nauczycieli i wychowawców, którzy opiekowali się dziećmi uchodząc z Rosji. Jest ważną lekcją o wierze, odwadze i miłości. Ujawnia szlachetność i bezinteresowność jednego człowieka, który na zawsze zmieni losy życia mojej mamy i setek innych polskich dzieci. One Star Away udowadnia, że ​​cuda się zdarzają w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Jest moim największym pragnieniem, aby ta historia mojej mamy, uwieńczona w One Star Away, pozostawiła po sobie dziedzictwo, o którym wszyscy powinni wiedzieć. Kiedy dzisiejszy świat wykrzykuje hasła takie jak „równość”, „integracja” i „sprawiedliwość”, wielką obrazą jest to, że świat nigdy nie zwrócił się o sprawiedliwość za kraj, który poniósł najwięcej strat i zniszczeń podczas wojny. Polska ucierpiała z powodu odmowy bycia sojusznikiem Związku Radzieckiego i Niemiec, dwóch krajów z planami eksterminacji i unicestwienia. To niesprawiedliwe, że Wielka Brytania i Ameryka nie włączyły tego fragmentu historii do swoich podręczników i ukryły prawdę. Badając ten temat, natknęłam się na tysiące stron odtajnionych dokumentów z 2012 roku, ujawniających, jak Franklin D. Roosevelt i Winston Churchill zatuszowali dowody dotyczące zbrodni katyńskiej, w której ponad 22 tysiące polskich oficerów wojskowych i intelektualistów zostało zamordowanych przez NKWD i wrzuconych do masowych grobów. Chociaż ludobójstwo zostało prawnie wyodrębnione jako nowy rodzaj międzynarodowej zbrodni przez Konwencję o Ludobójstwie z 1948 r., do chwili obecnej żaden rząd nigdy nie oskarżył Związku Radzieckiego o żadne zbrodnie wojenne, a rząd rosyjski nigdy nie przeprosił za swoją ludobójczą działalność na Polakach. Polacy nie otrzymali żadnej rekompensaty od swojego wschodniego agresora. Pomimo że światowi przywódcy spotkali się w Jałcie w 1945 roku, już wcześniej uzgodnili, że jej wschodnie kresy zostaną wcielone do Związku Radzieckiego, a Polacy zostaną zniewoleni pod sowiecką dominacją. A dlaczego polscy żołnierze, którzy stanowili czwartą co do wielkości armię aliancką nie byli obecni na defiladzie z okazji dnia zwycięstwa (Victory Day Parade) w Londynie? Żołnierze, którzy tak dzielnie walczyli na każdym froncie, haniebnie nie zostali zaproszeni przez Brytyjczyków, ponieważ Wielka Brytania oficjalnie uznała nowy rząd komunistyczny w Polsce, a nie polski rząd na uchodźstwie, wobec którego wojska były lojalne. Polskie ofiary wojny, w przeciwieństwie do żydowskich ofiar wojny, teź nigdy nie otrzymały od swojego zachodniego agresora żadnych odszkodowań, ani jednej złotówki. W świetle tego wszystkiego słusznie czuję się obrażona i jeszcze bardziej oburzona, gdy światowe media, i przywódcy głoszą takie kłamstwa, które zawierają słowa „polskie obozy śmierci” i fałszywie przepisują historię. Prawidłowy termin to „ Niemieckie Nazistowskie obozy zagłady w Polsce”. Mam nadzieję, że One Star Away pomoże uporządkować historię dotyczącą stalinowskiego terroru i uznać krew i łzy moich rodaków. Tak ważnej części historii nie można pogrzebać. W Jamnagarze, Indie September 2018. Autorka książki Imogene Salva ze swoją Mamą Ziutą Nowicką Książka One Star Away jest do nabyciaJ One Star Away eBook : Salva, Imogene: Kindle Store Facebook: (20+) Imogene Salva, Author of „One Star Away” | Facebook Ułozyc historyjke o 12 ,13 letnim chłopcu ktory uciekł z domu i szukaja go rodzice z wyrazami ...zgubic..,iśc ,znalezc ,brać ,wrócic , cieszyc pomózcie to na religi Answer

moja rodzina w czasie 2 wojny swiatowej