Kiedy spotykam się dziś z ludźmi młodszymi ode mnie o 30,40, czy 50 lat - często mam wrażenie, że dzieli nas jakaś ściana. Niby myślimy podobnie, mamy chyba podobne marzenia, a jednak żebyśmy się mogli do końca zrozumieć, często muszę ich męczyć długimi wyjaśnieniami. Ową niewidoczną ścianę tworzy doświadczenie. Traductions en contexte de "odwróciła się" en polonais-français avec Reverso Context : się odwróciła Traduction Context Correcteur Synonymes Conjugaison Conjugaison Documents Dictionnaire Dictionnaire Collaboratif Grammaire Expressio Reverso Corporate Rodzina się ode mnie odwróciła, nie chcą mnie znać bo jestem nieudacznikiem. Kończy mi się ubezpieczenie, zaraz nawet do lekarza iść nie będę mogła bo mnie nie będzie na to stać. Nigdy wcześniej w tak trudnej sytuacji nie byłam, jedyne czego chce to śmierć bo co innego mi zostaje.. Moja rodzina stoi murem za moim mężem, moja najlepsza przyjaciółka się ode mnie odwróciła. Pracuję tylko na pół etatu, syn nie chodzi jeszcze do przedszkola. Oddaję mężowi prawie 800 co miesiąc (“bo przecież nie musi cię utrzymywać” jak wytknęła mi moja mama ” chcesz odejść to odejdź i radz sobie sama a nie rób z Przykłady poprawnego użycia zwrotu „ode mnie” Tę książkę pożyczyła ode mnie prawie dwa lata temu. Nie wiem, skąd to wie, ale możesz mi wierzyć, że nie dowiedział się tego ode mnie. Jeśli ją spotkasz, to pozdrów ją ode mnie. A ode mnie czego pan chce? Niech go pani trzyma z daleka ode mnie! 1 Kierownikowi chóru. Według Jedutuna. Asafowy. Psalm. 2 Głos mój się wznosi do Boga i wołam, głos mój - do Boga, by mnie usłyszał. 3 Szukam Pana w dzień mojej niedoli. Moja ręka w nocy niestrudzenie się wyciąga, moja dusza odmawia przyjęcia pociechy. 4 Jęczę, gdy wspomnę na Boga, duch mój słabnie, kiedy rozmyślam. Lj3v4TU. Henryk W. został skazany na ćwierć wieku więzienia za pobicie na śmierć żony, która chciała od niego odejśćTaką karą nie jest usatysfakcjonowana córka ofiary, która boi się o życie. Według zeznań świadka Henryk miał zlecić oblanie jej kwasemMężczyzna konsekwentnie przekonuje, że zabójstwo było "wypadkiem" w czasie obrony koniecznejWięcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu. Jeśli nie chcesz przegapić żadnych istotnych wiadomości — zapisz się na nasz newsletter41-letni Henryk W. został oskarżony o to, że działając w zamiarze bezpośrednim, pobił na śmierć swoją 52-letnią żonę Elżbietę W., która chciała od niego odejść. Do tragedii doszło 3 kwietnia 2021 r. w Legnicy. Ponad rok później, 8 lipca 2022 r. zapadł wyrok: winny, skazany na 25 lat więzienia i 50 tys. zł nawiązki dla córki ofiary."Boję się, że wróci i zrobi, co obiecał"Strach, który na co dzień przeżywa Pamela Bil, córka zamordowanej legniczanki, wyraźnie odbija się na jej zdrowiu. Blada, z podkrążonymi oczami, drżącym głosem opowiadała o tym, co mimo upływu czasu nadal przeżywa.— Ja bym tylko chciała prosić, żeby sąd ukarał Henryka W. taką karą, żebym się już nie musiała nigdy w życiu bać, że przyjdzie i skrzywdzi nas po raz kolejny. Henryk zniszczył życie nam wszystkim. Straciłam nie tylko mamę. Odwróciła się ode mnie cała rodzina, bojąc się brać w tym udział — wyjaśniała w czasie mów Bil ze zdjęciem zamordowanej mamy - Piotr Wierzbicki / OnetWraz z dziećmi wciąż jest pod opieką psychologa. — Skoro Heniek planował to [zabójstwo] 4 lata, to co zrobi mnie po 20, 10 czy 8 latach, gdy wyjdzie z więzienia. W nim tylko chęć zemsty rośnie. Za każdym razem jak przychodził do nas (...) nawet jak policja go zabierała, to odgrażał się, że zrobi nam coś złego, że zabije mnie i mamę. Ja po prostu chciałabym zacząć normalnie żyć i nie bać się, że pewnego dnia on wróci i zrobi to, co obiecał wiele lat temu — mówiła pani że będzie się odwoływać od nieprawomocnego jeszcze wyroku. Dla niej żadna kara poza dożywociem nie będzie Elżbiety W. - Piotr Wierzbicki / OnetCzytaj również: Wampir z Uniejowic zakatował matkę na oczach dziecka. "Był pan, bił mamę, upadały krzesła"Wolał zabić, zamiast dać jej odejśćHenryk W. i Elżbieta W. byli małżeństwem od blisko trzech lat. Pod koniec marca 2021 r. kobieta miała dość domowych awantur i przemocy. Wyprowadziła się od męża. Już wcześniej mężczyzna był zazdrosny o żonę, groził jej, awanturował się, a także pobił ją, lecz Elżbieta W. nie chciała, by był za to ścigany. Niestety swoją dobroć przypłaciła wynika z akt sprawy, feralnego dnia, w Wielką Sobotę Henryk W. popijał z kolegą Pawłem P. i wysyłał do żony SMS-y, by sprowokować ją do przyjścia do jego mieszkania. W końcu mu się to W. na ławie oskarżonych - Piotr Wierzbicki / OnetGdy Ela zapukała do drzwi, od progu uderzył ją z całej siły pięścią w okolice szyi, powodując takie obrażenia, że kobieta straciła przytomność i upadła na podłogę. Wskutek ciosu i upadku doznała krwiaka podpajęczynówkowego i obrzęku jak wynika z ustaleń śledczych, mężczyźni przewrócili nieprzytomną na bok i włożyli jej do ręki nóż. Miało to uprawdopodobnić wymyśloną przez nich wersję, że to pokrzywdzona zaatakowała swojego męża nożem. Po około 30 minutach Paweł P. zadzwonił na numer alarmowy, wzywając została przewieziona do szpitala, ale nie udało się jej już uratować. Paweł P. za pomoc w zacieraniu śladów i fałszywe zeznania został skazany na 1,5 roku zbrodni w Legnicy (woj. dolnośląskie) - Piotr Wierzbicki / OnetCzytaj także: Zadźgał Małgosię, bo nie odbierała. "Słowo ojciec ciężko przechodzi mi przez gardło"Zabójca robił z siebie ofiarę, ale sąd mu nie uwierzyłŚledczy ustalili, że Henryk nie tylko zabił żonę, ale też planował to od wielu lat. Przysłowiowym "gwoździem do trumny" stała się relacja z Tomaszem B., osadzonym z tej samej celi aresztu. To jemu Henryk zwierzył się, że zabił swoją żonę i że planował to już trzy lata temu, przebywając w więzieniu w P. miał być od początku jego wspólnikiem w zbrodni i potwierdzić zmyśloną opowieść o agresywnym zachowaniu Elżbiety. Henryk miał też zlecić pozostającemu na wolności koledze oblanie kwasem córki swojej Bil, córka zamordowanej Elżbiety - Piotr Wierzbicki / OnetUstalenia śledczych potwierdziły prawdomówność tego świadka. Znał bowiem szczegóły, o których mógł wiedzieć jedynie oskarżony. Również biegła psycholog stwierdziła, że zeznania Tomasza B. są szczere, spontaniczne i Henryk W. cały czas konsekwentnie trzymał się linii obrony koniecznej. Twierdził, że to Ela zaatakowała W. na sali rozpraw - Piotr Wierzbicki / Onet— Ja się tylko broniłem, nikomu nie chciałem zrobić krzywdy, szczególnie mojej żonie. Stał się wypadek po prostu. Przybiegła, chciała dziabnąć mnie nożem, no to, co miałem zrobić, wysoki sądzie. Kto by się spodziewał, że tam ktoś umrze — przekonywał na ostatniej jednak nie przekonał. — Sprawstwo i wina oskarżonego Henryka W. nie budzi wątpliwości. Oskarżony jest głęboko zdemoralizowany i niebezpieczny dla społeczeństwa. (...) Taka kara zdaniem sądu jest sprawiedliwa — mówił sędzia sprawozdawca Kazimierz nie był w stanie spokojnie wysłuchać uzasadnienia wyroku. Zażądał wyprowadzenia go z sali także: Były policjant o polowaniu na seryjnego mordercę. "To ją zostawił sobie na sam koniec"Dziękujemy, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe utworzenia: 18 lipca 2022, 07:00Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj. fot. Adobe Stock, fizkes To małżeństwo było pomyłką, ale wtedy miałam dziewiętnaście lat, zaszłam w ciążę i nie zastanawiałam się nad wyborem życiowego partnera. Raczej ucieszyłam się, że Sebastian chce się ze mną ożenić, że nie zostanę sama z dzieckiem. Ale jeszcze przed narodzeniem Marka dotarło do mnie, że to nie był dobry pomysł. Ja studiowałam, próbowałam dorabiać i leczyłam mdłości, a mój mąż bawił się i pił. Naiwnie miałam nadzieję, że pojawienie się dziecka coś zmieni, jednak życie szybko zweryfikowało moje poglądy. Kiedy w dodatku okazało się, że zaczął się bawić w narkotyki, podjęłam decyzję o rozwodzie. Mareczek miał wtedy niecałe pół roku, więc to nie była łatwa decyzja. Tym bardziej że cała rodzina męża natychmiast się ode mnie odwróciła, winiąc mnie za wszystko, co się wydarzyło. Według nich to przeze mnie zszedł na złą drogę. Naprawdę chciałam być w porządku. Choć Sebastian od razu oświadczył, że dziecko w ogóle go nie interesuje, byłam zdania, że jego rodzice nie są temu winni i mają prawo widywać wnuka. Ale okazało się, że oni też tego nie chcą, że swój żal przelali również na Mareczka. Kilka razy wybrałam się na spacer z wózkiem pod blok mojej byłej teściowej, lecz ona nawet nie chciała zejść na dół. Nie wspomnę o tym, że nie zaprosiła nas na górę. Poddałam się. Niestety, był podobny nie tylko fizycznie Chyba nie muszę mówić, jak ciężko mi było. Psychicznie, bo przeżyłam ogromne rozczarowanie. I fizycznie – bo jednocześnie studiowałam, pracowałam i wychowywałam synka. W dodatku na pomoc ze strony mojej rodziny też nie bardzo mogłam liczyć – mama akurat wtedy wpadła na pomysł uzupełnienia wykształcenia i też się uczyła, a moja młodsza siostra weszła w wiek dorosły i skupiła się głównie na kolejnych chłopakach. Dałam jednak radę. Kiedy Marek poszedł do przedszkola, odetchnęłam. Zresztą wtedy byłam już po obronie dyplomu, odpadł mi jeden obowiązek. A gdy okazało się, że moja rodzina wygrała pieniądze w sądzie, jako odszkodowanie za jakieś tam odebrane nam przed laty dobra, i mogłam kupić własne mieszkanie – poczułam, że żyję. Zaczęłam myśleć bardziej o sobie i umawiać się z facetami. Lecz kiedy Marek poszedł do szkoły, pojawił się kolejny problem. Nie od razu, bo na początku był pilnym uczniem. Z czasem jednak bardziej fascynowały go zabawy z chłopakami i gra w piłkę niż ślęczenie nad książkami. Co chwila lądowałam na dywaniku u wychowawczyni lub dyrektorki, bo albo się z kimś pobił, albo coś zniszczył, albo był na wagarach… Im starszy, tym więcej przysparzał mi zmartwień, a po tym, jak w piątej klasie ktoś z sąsiadów przyłapał go z piwem – załamałam się. Marek był bardzo podobny do swojego ojca. Cały czas łudziłam się, że tylko fizycznie, ale zrozumiałam, że geny wzięły górę. Przecież znałam Sebastiana z czasów jego wczesnej młodości, pamiętam, co mi opowiadał o swoim zachowaniu w szkole. Marek był taki sam. A to oznaczało, że muszę mu poświęcić więcej czasu i uwagi albo nawet skorzystać z fachowej pomocy. Na przykład psychologa. Najpierw zgłosiłam problem w szkole. Powiedziałam, jaki był jego tata, i poprosiłam o natychmiastowy kontakt w przypadku kolejnych problemów z synem. No i rozmawiałam z nim. Ciągle, aż do znudzenia. Wydawało się, że te zabiegi zaczynają przynosić skutek, bo w ósmej klasie Marek zaczął spędzać więcej czasu nad lekcjami, jakby do niego dotarło, że jeżeli chce iść do dobrego liceum, to musi się uczyć. Ale już po wakacjach wszystko wróciło „do normy”. Co gorsza, zaczął popalać. Wkrótce zorientowałam się, że nie tylko papierosy. Zauważyłam to dzięki kampanii, jaką szkoła prowadziła przeciwko narkotykom. Kiedy w synowskim plecaku znalazłam bibułki do skrętów, byłam już pewna, że próbował trawki. Znowu z nim rozmawiałam, zagroziłam nawet, że zrobię mu test na obecność narkotyków. Buntował się, stawiał, ale chyba trochę się przestraszył. W każdym razie odtąd częściej bywał w domu, przynosił też lepsze oceny. Ale wtedy pojawił się kolejny problem. Przynajmniej ja tak sądziłam. Otóż Marek wymyślił sobie, że chciałby poznać swojego ojca. Byłam przerażona. – Przecież wiesz, że on nie chce utrzymywać z nami kontaktu – powiedziałam szczerze. – Próbowałam namówić go do zmiany zdania, jeszcze jak byłeś mały, ale bez skutku. – Może kiedy mnie zobaczy, będzie inaczej – naciskał. – Muszę się z nim spotkać. Zapytać, dlaczego mnie nie chce. – Boję się, że cię zrani… – A znasz jego adres? Zawahałam się. Teoretycznie znałam, bo przecież założyłam mu sprawę o alimenty. Ale to było lata temu. Nie wiedziałam, czy te dane są aktualne. A przede wszystkim – czy powinnam podać je synowi. – Spróbuję poszukać – powiedziałam ostrożnie. Już dawno zrozumiała swój błąd Na razie to mu wystarczyło, a ja miałam nadzieję, że z czasem zapomni. Bałam się tego spotkania. Po pierwsze dlatego, że Marek naprawdę mógł przeżyć bolesne rozczarowanie. Po drugie… był do ojca szalenie podobny i bałam się, że tata mu czymś zaimponuje i że syn będzie chciał pójść w jego ślady. A tego wolałabym uniknąć… Szczęśliwie Marek długo nie wracał do tej rozmowy. Jednak jakoś tak przed wakacjami przypomniał mi, że chciał adres taty. – Oj, te dokumenty gdzieś się zawieruszyły, ale poszukam jeszcze – obiecałam nieszczerze. No i nie zdążyłam. Po wakacjach okazało się, że Sebastian nie żyje. Zginął w wypadku – podobno po pijaku. Rodzina nie zawiadomiła nas o pogrzebie, sprawa wyszła na jaw dopiero, kiedy dostałam wezwanie do sądu w sprawie spadku. – Dlaczego nic nam nie powiedzieli?! – Marek był załamany. – Przecież to był mój ojciec! – Nie wiem, synku – odparłam zgodnie z prawdą. – Pójdę z tobą do tego sądu i zapytam babcię, czemu tak zrobiła – zapowiedział rozżalony. – Jesteś niepełnoletni – zaprotestowałam odruchowo. – Ale wiesz co? Masz rację. Trzeba załatwić tę sprawę. Umówimy się z babcią przed rozprawą. Musi się zgodzić. Zdziwiła się, kiedy zadzwoniłam. Ja z kolei byłam zaskoczona, słysząc, że może się dogadamy. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że chodzi jej o spadek. Synowi niewątpliwie należało się coś po ojcu, choćby działka, którą teściowie zapisali Sebastianowi – po jego śmierci powinna należeć do Marka. „I bardzo dobrze – pomyślałam. – Po tym wszystkim, co zrobili, chociaż tyle się Markowi należy.” Przed spotkaniem miałam duszę na ramieniu. Tyle lat, tyle niechęci. Jak ona zareaguje na nasz widok? Drzwi otworzyła mi staruszka. Bardzo się zmieniła, a ostatnie przeżycia pewnie zupełnie ją przygnębiły. Zmierzyła mnie wyniosłym, chłodnym spojrzeniem i bez słowa przepuściła w drzwiach. A potem zobaczyła Marka. Ja wiem, że jest podobny do ojca, ale ona tego nie wiedziała. Patrzyła na Marka i nie wierzyła własnym oczom – tak jakby widziała swojego syna w wieku wnuka. Nie wytrzymała. Rzuciła się na Marka ze łzami w oczach, tuliła go i całowała, a on nie wiedział, co robić. Długo nie mogła się uspokoić. A potem puściły tamy. Przeprosiła nas, powiedziała, że już dawno zrozumiała swój błąd, ale nie wiedziała, jak to naprawić. A potem śmierć jej męża, wypadek Sebastiana… Siedzieliśmy u niej do wieczora. I byliśmy na obiedzie dwa dni później. Razem pojechaliśmy na cmentarz. Sprawa się odbyła. Wszystko po Sebastianie odziedziczył Marek. Nie protestowała. Poprosiła tylko, żebyśmy spróbowali jej wybaczyć. Cóż, staramy się. Wiem, że Marek jeszcze czuje żal, że nie może całkiem się przełamać. Ale widzę też, że cieszy się, że jednak ma babcię. Czytaj także:„Ukochany córki miał zostać na jedną noc, a dziś piorę jego slipy. Wyżera nam jedzenie z lodówki, ale do pracy się nie pali”„Przez złośliwego teścia moje małżeństwo wisi na włosku. Męża widuję tylko od święta, nawet w kościele siadamy osobno”„Po zdradzie męża, córka rozbiła się jak kryształowa waza. Też mi katastrofa, przecież tego kwiatu jest pół światu” Rwanda jest malutkim krajem o powierzchni niewiele większej od województwa lubelskiego. Dziś mówi się o niej, że jest bijącym sercem Afryki. Jednak kraj legendarnych tysiąca wzgórz zaledwie 26 lat temu utonął na trzy miesiące w chaosie systematycznych mordów, w wyniku których, życie straciło co najmniej 800 tys. Nyirabarima jest jedną z bohaterek książki "Zabiłam"Źródło: Materiały prasowe, fot: Natalia OjewskaGdy Rwandyjczycy wracają wspomnieniami do tych tragicznych stu dni i rozmawiają o zbrodniarzach skazanych za ludobójstwo, mają przed oczami z reguły mężczyzn. W tradycyjnej, patriarchalnej Rwandzie kobiety postrzegano jako uosobienie dobra i pokoju. To one były strażniczkami ogniska domowego, matkami i żonami. Jednak w 1994 roku zbrodniarzami byli nie tylko mężczyźni. Kobiety Hutu - przesiąknięte na równi ze swoimi mężami i braćmi rządową propagandą - podżegały ich do chwycenia maczet przeciwko swoim sąsiadom. Gotowały im posiłki, pomagały grabić mienie zamordowanych, przynosiły im narzędzia zbrodni, wskazywały kryjówki. Były wśród niż też takie, które nie zawahały się podnieść ręki na własne dzieci. A nieliczne, które należały do wąskiego grona liderów rządowych, uczestniczyły w planowaniu i nadzorowaniu eksterminacji dwóch milionów procesów przeciwko oskarżonym o udział w ludobójstwie co najmniej 96 tys. dotyczyło kobiet. Ok. 2500 kobiet wciąż odbywa swoje wyroki za zbrodnię miały odwagę przyznać się do winy? Czy możliwe jest pojednanie z krewnymi pomordowanych? Jaką mają wizję swojej przyszłości po wyjściu na wolność? Czy ich rodziny wyczekują ich powrotu? Czy były w stanie im wybaczyć tak straszliwą zbrodnię?W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania, Natalia Ojewska, polska reporterka związana z "The Wall Street Journal", spędziła dwa miesiące w rwandyjskich więzieniach przeprowadzając wywiady z kobietami skazanymi za ludobójstwo, ich najbliższymi rodzinami i krewnymi przedstawiamy fragment książki "Zabiłam. Historie matek skazanych za zbrodnię ludobójstwa".MARIE: Nie myśl, że skoro czasem płaczę, to jej nie wybaczyłam. Ja jej naprawdę wybaczyłam. Ale nigdy nie zapomnę, że straciłam dzieci. Ta rana na zawsze pozostanie była moją najlepszą przyjaciółką. Razem chodziłyśmy do kościoła, śpiewałyśmy wspólnie w chórze, modliłyśmy się razem. Odwiedzałam ją bardzo często i czułam się u niej jak w domu. Jej mama była w wiosce uzdrowicielką. Jeżeli jakieś dziecko było chore, ona potrafiła je wyleczyć. Z czasem właściwie stałam się członkiem jej rodziny, którą pokochałam jak nie myślałam o sobie w kontekście mojego pochodzenia. Zrozumiałam, że jestem Tutsi, dopiero kiedy zaczęło się ludobójstwo i Hutu ruszyli przeciwko nam z maczetami. Mój mąż był bardzo pewny siebie i nie chciał uciekać. Postanowiliśmy więc, że dla bezpieczeństwa ukryjemy się w jednym miejscu, a jego siostra zabierze chłopców do matki Floride. Postanowiłam ukryć swoich synów w jej domu, ponieważ jej rodzina należała do Hutu i byłam przekonana, że będą tam z mężem i jego siostrą znaleźliśmy schronienie w domu brata Floride. Wpuściła nas jego żona. Nagle na podwórze wtargnęli bojówkarze, w tym jego sąsiad Munyaneza, i zabili mojego męża oraz jego siostrę. Żona gospodarza kazała mi po śmierci męża był przeszywający. Pomyślałam, że nie mam już po co żyć. Przestałam się ukrywać. Spójrz na ten plac za moim sklepem z wodą. W 1994 roku stała tu blokada drogowa, a plac zamienił się w centrum dowodzenia Interahamwe. Było już po zmierzchu, kiedy spotkałam wodza i zapytałam go, czy mogłabym przenocować u niego w domu. A on przyprowadził mnie tutaj, na plac zapełniony Interahamwe, i zwrócił się do nich: "Znam tę kobietę. Ona nie jest Tutsi. Uczyłem ją w szkole i dorastała pod moim okiem. Ukryjcie ją i nie ważcie się jej dotknąć".Czy bałam się, że mnie wyda? Nie. Nie bałam się śmierci. Mój mąż został zamordowany. W rzeczywistości pomyślałam: "Jest już późno. Czemu oni mnie po prostu nie zabiją?".Byłam w zaawansowanej ciąży, a oni wydawali się niezadowoleni z rozkazu wodza. Zaczęli się między sobą kłócić, który z nich powinien się mną zająć. Miałam dość i spytałam: "Czy mogę pójść? Sama znajdę sobie miejsce na nocleg".Zdecydowałam, że pójdę do domu Munyanezy, mężczyzny, który zamordował mojego męża. Pamiętam, że gdy mi otworzył, zapytał, co tu robię. Odpowiedziałam mu, że przyszłam, aby zabił i mnie. Odparł, że nie chce mieć mojej krwi na rękach. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że byłam w ciąży?Następnego dnia matka Floride odesłała mi synów. Jednak dwa dni później przyszedł do mnie zaprzyjaźniony katecheta Kayumba i ostrzegł, że Interahamwe wydało rozkaz zabicia wszystkich dzieci Tutsi. Szukali też moich. Musiałam znaleźć im nowe schronienie. Udało mi się dotrzeć do domu Floride i poprosić, aby poszła do mojej kryjówki po chłopców i zabrała ich ponownie do siebie. Ja nie mogłam ich sama przyprowadzić. Byłam Tutsi. Wszyscy byśmy wróciła sama. Powiedziała mi, że gdy dotarła na miejsce, dzieci już nie było. Uwierzyłam jej. Pomyślałam, że w takim razie Interahamwe musiało zabrać chłopców wcześniej. Wyszłam z ich domu. Straciłam wszystko, co miałam. Moje trzecie dziecko urodziłam w buszu. Nie miałam nic, w co mogłabym ubrać TO TY JESTEŚ TĄ, KTÓRA WYDAŁA MOJE DZIECI?MARIE: Instynkt podpowiadał mi, że Floride coś ukrywa. To ja ją wysłałam po moje dzieci. To ja byłam u niej w domu i czekałam na jej powrót z moimi chłopcami. Wielokrotnie zadawałam jej te same pytania: "Proszę, powiedz mi prawdę. Co się stało z moimi synami? Czy to ty jesteś tą, która wydała moje dzieci?".Ale ona zawsze twierdziła, że gdy przyszła do mojej kryjówki, dzieci już nie było. Szukałam świadków, którzy powiedzieliby, co się wydarzyło. Żona bojownika Interahamwe, który zabił mojego męża i w którego gospodarstwie przez jakiś czas się ukrywałam, powtarzała mi, że widziała, jak Floride przyszła do jej domu i zabrała chłopców, ale nie chciała dobrowolnie zeznawać przed sądem. Jej mąż był mordercą. Po prostu się bała, że może ściągnąć na rodzinę dodatkowe miałam wyjścia i powołałam ją na świadka. Musiała przyjść. Jej zeznania były kluczowe w procesie. Udało mi się też dotrzeć do drugiej sąsiadki, która potwierdziła, że widziała Floride z chłopcami w okolicach rzeźni. Floride cały czas zaprzeczała, ale sąd uznał ją za winną wydania moich synów na dziś nie mogę odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego osoba, z którą się wspólnie modliłam i która była moją dobrą sąsiadką, zamieniła się w zbrodniarkę. Nie wiem, jak to się stało, że rzeźnia do uboju bydła została zamieniona w miejsce mordowania ludzi. Mamy w Rwandzie Komisję Jedności Narodowej i Pojednania, w którą mocno wierzę, ale wciąż nie wiem, jak i dlaczego moi sąsiedzi stali się na Munyanezę, zabójcę mojego męża, szwagierki i tylu innych osób w wiosce. Skończył odbywać karę i znów tu mieszka. Chodzimy na te same zebrania, mijamy się na ulicach. Nigdy nie przyszedł ani do mnie, ani do krewnych żadnej ze swoich ofiar, aby poprosić o wybaczenie. Jak mogłabym się czuć obok niego bezpiecznie? Nie potrafię. Oczywiście wiem, że nie może zrobić mi krzywdy, ponieważ mamy w Rwandzie pokój. Ale nie jestem w stanie wymazać z pamięci tego, że zamordował mojego męża, bo tylko spokój w sercu może dać poczucie wiem, jak odbierają go inni, ale widzę, jak się zachowuje. Nie jest zbyt rozmowny. Zawsze dużo pracuje. Nigdy się nie zatrzyma, żeby uciąć z kimś pogawędkę. Co najwyżej przywita rzuconym szybko: "Dzień dobry" i pośpiesznie się oddala. Nawet kiedy kupuje butelkę piwa, nigdy nie wypija jej na miejscu. Zawsze zabiera ją do domu. Munyaneza – podobnie jak kilku innych sprawców skazanych za ludobójstwo, którzy już wyszli na wolność – izoluje się od sąsiadów. Jest nieobecny. Nie wiem, co czuje w sercu, ale jego zachowanie wskazuje na to, że jest mu lat temu Floride napisała do mnie list z prośbą o przebaczenie. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Przywiózł go pracownik więziennej komisji pojednania. Przedstawił się i poprosił, abym powiedziała mu wszystko, co wiem o Floride, po czym przeczytał mi jej list. Nie uwierzyłam w ani jedno słowo. Przez tyle lat prosiłam ją, aby wyznała mi prawdę, a ona konsekwentnie mnie okłamywała. Co takiego mogło się stać, że nagle zmieniła zdanie? Dlaczego nie miała odwagi spojrzeć mi w twarz, tylko chowała się za kartkami? Zaczęłam nawet przypuszczać, że to nie ona jest autorką listu, że może to strategia rządu, aby zamieść problemy pod prośbę pracownika więziennego zgodziłam się wziąć udział w pięciodniowym szkoleniu, które miało mi pomóc w zrozumieniu, jak wybaczyć taką zbrodnię jak ludobójstwo. Jednak droga do przebaczenia jest bardzo długa, kręta i wyczerpująca. Dopiero gdy zdałam sobie sprawę, że ja sama przetrwałam niemożliwe, poczułam w sobie gotowość do kiedy zaczęły się mordy, byłam w dziewiątym miesiącu ciąży. Ile zginęło silnych kobiet, które mogły szybko biec, i silnych mężczyzn, którzy mogli się bronić? Ja wydawałam się najsłabsza z nich, powinnam była zostać zabita przed wszystkimi innymi, ale przeżyłam. Skoro Bóg im wybaczył, to kim ja jestem, aby odmówić im wybaczenia? To bardzo trudne i bolesne, ale ktokolwiek poprosi mnie o wybaczenie, otrzyma Gdy Floride publicznie przyznała się do winy, poczułem ulgę, a moje serce wypełnił spokój. Prosiła mnie o przebaczenie, patrząc mi prosto w oczy. Starałem się postawić w jej sytuacji – ja również chciałbym otrzymać drugą odwaga dała mi siłę, aby spojrzeć Marie w oczy. Była bardzo spokojna i wysłuchała mnie w skupieniu. Widziałem w niej zrozumienie. Wybaczyła z głębi serca. W dowód wdzięczności ofiarowałem jej końcu mogłem też porozmawiać z naszą córką Madeline: "Znam już całą prawdę. Twoja matka jest winna zbrodni, za którą została skazana".Gdy Floride wyjdzie na wolność w czerwcu 2022 roku, wróci do nas. Będziemy starali się odzyskać to, co straciliśmy przez te wszystkie lata. Nie wiem, czy zapomnę o tym, jak bardzo byłem samotny. Moi sąsiedzi nigdy nie powiedzieli niczego złego, ale spójrz na mnie – to ja noszę brzemię jej zbrodni. Co udało mi się w życiu osiągnąć? Wszyscy mają piękne murowane domy z cegły. A mój? Czy mój dom jest otynkowany? To właśnie skutek jej nieobecności w naszym życiu. Musiałem wyznaczać priorytety, ponieważ to ja ponosiłem za wszystko się ode mnie odwróciła. Wszyscy byli świadomi tego, z czym się zmagam i jak ciężka jest moja sytuacja. Mogli zrobić ten drobny krok. Po prostu przyjść, zapytać… Mieszkamy blisko siebie. Ale nikt nigdy nie podał mi pomocnej dłoni. Jej pobyt w więzieniu jest dla mnie jak piętno. Czuję wdzięczność wobec Boga, że udało mi się Świadomość popełnienia zbrodni zawsze mnie prześladowała. Kiedy tylko ktoś wspominał o ludobójstwie, moje serce zaczynało bić jak szalone ze strachu. Byłam tak przerażona, że chciałam uciec z kraju, ale dowiedziałam się, że jestem w ciąży, więc postanowiłam zostać i sama nigdy nie oddałam się w ręce wymiaru sprawiedliwości? Ponieważ chciałam jej za wszelką cenę uniknąć. Nikomu nie powiedziałam, co zrobiłam. Nawet najbliższej rodzinie. Nikomu nie mogłam w tej kwestii zaufać. Byłam lubiana i szanowana w wiosce. Zostałam nawet wybrana na sędzinę w gacaca. Nikt nie wiedział, co zrobiłam. Tylko matka zabitych chłopców nie dopuściła do mojej nominacji. Ona zawsze była podejrzliwa wobec cały swój proces powtarzałam, że jestem niewinna. Zrozumiałam, jak niewyobrażalną zbrodnię popełniłam dopiero, gdy trafiłam do więzienia i doświadczyłam bólu rozłąki z dziećmi. Zastanawiałam się, co one teraz robią, jak sobie radzą beze mnie. Separacja z nimi jest najgorszą karą, jaka mogła mnie każdym razem, gdy martwiłam się o dzieci, zaczynałam myśleć o tych dwóch chłopcach, którzy przeze mnie zostali zabici, oraz o ich matce. Zdałam sobie sprawę, że cierpienie matki, która już nigdy nie zobaczy swoich dzieci, jest nieporównywalne z moją że muszę powiedzieć prawdę, aby pomóc zagoić się jej w szczerość jej przebaczenia. Chcę również poprosić o wybaczenie jej syna. Zabrałam mu rodzeństwo. Każdego dnia czuję się wyjdę na wolność, zwrócę się z prośbą do Komisji Jedności Narodowej i Pojednania o pomoc w odbudowaniu relacji z sąsiadami. Mam nadzieję, że dadzą mi drugą szansę. Co zrobię, jeżeli okaże się, że mój mąż ponownie się ożenił? Przyjmę życie takie, jakie będzie. Zacznę od nowa. Nie wyobrażam sobie, abym miała się z nim kłócić czy go obwiniać. On sam wychował nasze dzieci. Czego jeszcze mogłabym chcieć? Materiały prasowe Okładka książki "Zabiłam. Historie matek skazanych za zbrodnię ludobójstwa w Rwandzie"Źródło: Materiały prasoweAngelina Jolie o przemocy seksualnej Przykłady użycia Się ode mnie odwróciła w zdaniu i ich tłumaczeniach Nie odejdę póki nie powiesz mi co się zmieniło. Dlaczego się ode mnie odwróciłaś od nas?Miałyśmy być dziś zespołem powiedziałaś mi co mam zrobić i się ode mnie odwróciłaś?Interessant denn in meiner Welt… warst du diejenige die mir den Rücken zugewandt hast den einzigen Menschen der sich je um mich gekümmert hat dazu gekriegt sich von mir hat immer versucht dein Herz von meinem getrennt zu halten. Wyniki: 14, Czas: Się ode mnie odwróciła w różnych językach Czeski -se ode mě odvrátila Słowo przez tłumaczenia słowa Wyrażenia w porządku alfabetycznym W każdej rodzinie istnieją jednostki, które postrzega się jako “wywrotowe”, odchodzące od idealistycznej historii rodu – czy to w sensie pozytywnym, czy negatywnym. Często aby zostać rodzinną “Czarną Owcą” wystarczy zadawać pytania tam, gdzie inni milczeli, albo kwestionować to, czego niesłusznie, wbrew logice, nikt nie ruszał przez pokolenia. Nawet jeśli prawda kole w oczy, powiedzenie “król jest nagi”, budzi czasem rodzinę i społeczność ze snu, w którym w gruncie rzeczy wygodnie się wszystkim spało. Jeśli czujesz się rodzinnym buntownikiem, Czarną Owcą, kimś, kto wprowadza ferment, ten tekst jest dla Ciebie. Warto go przeczytać także wtedy, kiedy buntownicze zachowania dotyczą np. dzieci i nie znajdujemy ich przyczyn czy źródła. Czarną Owcą w rodzinie jest zwykle osoba, która burzy utarty porządek, idzie pod prąd, mówi “nie” tam gdzie inni mówili “tak”, chociaż być może wcale nie chcieli. Zadaje pytania. Kwestionuje, pokazuje nieścisłości. W negatywnej opcji wzorca, taka osoba idzie w zachowania autodestrukcyjne lub przeciw porządkowi społecznemu, ponieważ i takie historie w rodach się zdarzają. Świat ewaluuje, ale systemy rodzinne zmieniają się bardzo wolno. Dziś, analogicznie do historii sprzed wieków, aby zostać Czarną Owcą wystarczy wybrać zawód, który nie pasuje do wyobrażeń reszty, zadeklarować inną orientację seksualną, rozwieść się, wyjechać z kraju, porzucić wiarę przodków czy przestać słuchać rad starszych. Grzeczny byłem przez 35 lat – mówi Tomasz. Ale kiedy pochorowałem się po latach zapierdalania w korpo i zdecydowałem porzucić karierę, ojciec powiedział mi, że dla niego właściwie nie istnieję – jakbym umarł. Ojciec, który 45 lat pracował przez 50 tygodni w roku, nigdy nie wykorzystywał pełnego urlopu, nie brał zwolnienia, nie mógł zrozumieć, jak mogłem porzucić pracę za dobre pieniądze, wynająć mieszkanie i wyjechać do Tajlandii, żeby pracować zdalnie za 1/5 wcześniejszej stawki. Nie miało znaczenia, że to uratowało mi życie, ponieważ depresja, na którą chorowałem przez całe dorosłe życie naprawdę by mnie zabiła jeślibym jeszcze rok, dwa a może pięć lat pociągał w trybie, w który wszedłem niejako z automatu jako 22 latek. Od tego czasu nie rozmawiamy właściwie w ogóle. Jeśli – ojciec pyta kiedy zamierzam żyć normalnie. U mnie do zostania rodzinną czarną owcą starczyła rezygnacja ze studiów, a potem życie bez ślubu i co chyba rodzinę zszokowało najbardziej, decyzja o posiadaniu 3 dzieci – mówi Olga. Dostałam imię po Boznańskiej, którą uwielbia moja mama. Mama wykłada sztukę na jednym z lepszych uniwersytetów, całe życie była niezależna, wierzyła nie w boga – ale w niezależność, pracę, karierę, na tym budowała całą swoją tożsamość. Kiedy po 2 roku studiów malarskich zdecydowałam, że to dla mnie kompletna strata czasu, że nie będę żadną artystką, a tym bardziej nie kręci mnie opowiadanie o sztuce, mama przestała się do mnie odzywać na prawie dwa lata. Narodziny pierwszej wnuczki przyjęła z radością, kolejnych, z przerażeniem. Dla mojej rodziny – w tym babci, ciotek – to że nie mam wyuczonego zawodu ( przez lata pracowałam w agencjach reklamowych, teraz zajmuję się dziećmi), to że nie poprzestałam na 1 dziecku i w żartach mówię, że mogę mieć i 5, jest kompletnym szokiem i tematem do drwin. Jestem Czarną Owcą, bo zaczęłam głośno mówić o tym, o czym w rodzinie się nigdy nie mówiło – dodaje Patrycja. O chorobie alkoholowej, która powtarza się przez pokolenia, o problemach psychicznych, o tym, że większość kobiet w rodzinie udaje, robi dobrą minę do złej gry, “wisi” na swoich dzieciach, nie pozwala się im usamodzielnić. Obnażyłam żerowanie na poczuciu winy, wykorzystanie seksualne, wstyd, który funkcjonował w rodzinie przez pokolenia. To wystarczyło. Ja zaczęłam zdrowieć, ale rodzina się ode mnie odwróciła. Taka była cena prawdy, której nikt nie chciał słuchać. Takich historii mogłabym przywołać dziesiątki, ale wszystkie mają wspólny rdzeń: rodzina, ród, rządzi się własnymi prawami i każda ma osobny, często zupełnie odmienny kodeks postępowania, schemat życia, któremu sprzyja. Wyjście poza ten schemat pozwala się rodowi, rodzinie, czy w ogóle nam jako społeczeństwu rozwijać, ale budzi też bunt, szok, niedowierzanie czy siły, które z obawy przed utratą wpływów, ze strachu przed odrzuceniem, starają się utrzymać wszystko w ryzach. Skąd się biorą czarne owce w rodzinach? Najczęściej z naturalnej potrzeby rozwoju, która nawet jeśli nie jest widoczna i uświadomiona w rodzie, żyje w nim i szuka dróg do rozwiązania istotnych rodzinnych kwestii, traum itp. Dziedziczymy nie tylko niebieskie oczy czy skłonność do wysokiego wzrostu, ale także strach, poczucie wyobcowania czy nastawienie do życia. Wielu z nas niesie ze sobą przeżycia przodków, z których nie do końca zdaje sobie sprawę – pisałam w tym tekście. Historie rodzinne pełne są opowieści o jednostkach, które zostały odrzucone, zeszły na złą drogę, albo o których się nie wspomina. Także takich, które po prostu nie pasowały do schematów i z którymi kontakt się urywał. Według Berta Hellingera „Tak zwane Czarne Owce rodziny są w rzeczywistości poszukiwaczami dróg wyzwolenia dla drzewa genealogicznego. Ci członkowie drzewa, którzy nie dostosowują się do zasad lub tradycji systemu rodzinnego, którzy stale szukają, aby zrewolucjonizować przekonania, w przeciwieństwie do dróg naznaczonych tradycjami rodzinnymi, ci krytykowani, osądzani, a nawet odrzucani, są powołani do uwalniania drzewa powtarzających się historii, które frustrują całe pokolenia. Czarne Owce, to ci którzy się nie adaptują, ci którzy krzyczą, buntują się, naprawiają, detoksykują i tworzą nową, kwitnącą gałąź. Niezliczone niespełnione pragnienia, niespełnione sny, sfrustrowane talenty naszych przodków manifestują się w ich buncie, szukając swego ujścia.” Nie jest łatwo być Czarną Owcą Chociaż czasem może wydawać się, że skoro podążamy drogą naszego wyboru, to powinno nam być łatwiej, to przecież wcale nie jest. Świetnie pokazuje to np. bajka o Brzydkim Kaczątku. To ono szuka swojej drogi, swojej rodziny, wychodzi z kurnika i marzy o lataniu, o czymś więcej niż grzebanie pazurem w ziemi, a wszyscy wokół pukają się w głowę. Takich historii doświadczamy często jako młodzi ludzie. Nasz bunt jest niezrozumiany, nie znajdujemy na niego przestrzeni. W rzeczywistości, bunt jest często po prostu wołaniem o akceptację i jeśli słyszymy: “możesz żyć po swojemu, będę Cię kochać mimo tego, że nie zawsze Cię rozumiem” – bunt słabnie i odchodzi, albo przybiera pozytywne, rozwijające formy. Często odrzucenie przez ród czy wieczna walka o prawo do życia własnym życiem, wbrew rodzinnym przekazom, oznacza problemy dla osoby, która w taką rolę wchodzi. Mogą to być: różne problemy zdrowotne – choroby autoimunologiczne, alergie nadwaga za którą stoi odrzucenie, porzucenie próba ochronienia się przed światem ( pisałam o tym w e-booku) problemy finansowe, ze znalezieniem swojego miejsca w świecie problemy w relacjach, związkach, które biorą się z potrzeby ( często nieświadomej) powtarzania rodowych schematów – tzw. rodowa lojalność . Czarne Owce często odnajdują swoją drogę do spełnionego i szczęśliwego życia, najcześciej jednak przechodzą długą drogę niczym wspomniane już Brzydkie Kaczątko, a satysfakcję, radość i spełnienie osiągają w dojrzałości – często po 40 urodzinach lub później. Do bycia Łabędziem trzeba dorosnąć. I to jest z pewnością ta dobra wiadomość. Czarna Owca wśród swoich ! 🙂 Jak żyć kiedy czujesz się Czarną Owcą? Przede wszystkim nie rezygnuj z siebie. Twoja rola w rodzinie jest bardzo ważna i o ile Twoje poczucie buntu nie prowadzi Cię na manowce autodestrukcji, pielęgnuj je w sobie i nie rezygnuj z siebie! W głębi naszego serca i duszy, mieszka najczęściej głos, który każe nam szukać własnej drogi i iść przed siebie, nawet jeśli droga, którą idziemy jest na początku bardzo wyboista. Wiele osób pyta o to, czy można się dogadać z rodziną, czy warto za wszelką cenę szukać porozumienia – bo w gruncie rzeczy przecież chcemy być kochani, zrozumiani, akceptowani. Warto – ale nie za wszelką cenę. Porozumienie zależy zawsze od obu stron relacji i jak pisze C. P Estes, trzeba zachować umiar, nie robić tego na siłę i za wszelką cenę. Stosowne, czy raczej oczekiwane zachowanie wcale nie sprawia, że ród nas zaakceptuje – a nawet jeśli, to dopóki stoi w sprzeczności z tym, czego potrzebujemy, pozostaje zdradą siebie – a tą jest trudno sobie wybaczyć. ”Jeśli próbowałaś się wtłoczyć w jakiś szablon i to się nie udało, masz najprawdopodobniej dużo szczęścia. Może i jesteś wyrzutkiem, ale ocaliłaś duszę. Bez porównania gorzej jest tkwić tam, gdzie nie mamy czego szukać, niż tułać się przez jakiś czas w poszukiwaniu psychicznego kontaktu, jakiego nam trzeba. Szukanie swego miejsca nigdy nie jest pomyłką. Nigdy. Po zimie zawsze przychodzi wiosna. Trwaj i wciąż szukaj. Rób swoje, a w końcu odnajdziesz drogę.” — Clarissa Pinkola Estes I na koniec … Pamiętaj, że Ty jako Ty – wyrzutek, buntowniczka, ktoś kto ma odwagę wybierać po swojemu, jest często osobą która realizuje marzenia wielu swoich przodków. Babki, która tkwiła całe życie w nieszczęśliwym małżeństwie, pokoleń kobiet, które wychodziły za mąż nie z miłości, a z powinności, mężczyzn, którzy nie mogli się realizować, bo czuli na plecach ciężar rodzinnych obowiązków, których wcale nie chcieli dla siebie, zaprzepaszczonych karier, czy nieuleczonych chorób, które pojawiały się w rodzie. Czarna Owca nie pojawia się nigdy bez powodu. Pojawi się po to, aby powiedzieć: “sprawdzam, nie możemy dłużej o tym milczeć, czas wypuścić te trupy z szafy, dosyć tajemnic” – czy w innym wariancie: “mamy prawo do szczęścia i dobrego życia, mamy prawo wybierać po swojemu, nasze życie nie jest serią wiecznych cierpień”. Jeśli nie odnajdujesz się w swoim rodzie – możesz szukać swoich także poza nim. Możesz transformować to co nie działa i często – po pewnym czasie wrócić do struktury, z której na jakiś czas, trzeba było odejść. To nie jest łatwa droga, ale WARTO nią iść! Pamiętaj! Czarnych Owiec jest więcej. Jestem jedną z nich. Temat jest początkiem cyklu rodowego, który planuję kontynuować przez najbliższe tygodnie. Jeśli jesteś zainteresowana, koniecznie daj serduszko pod postem. Jesienią planuję także warsztaty dla osób, które chcą zgłębiać rodowe historie i pracować nad geneogramem. Termin ogłoszę przed wakacjami. Jeśli chcesz dowiedzieć się o nich w pierwszej kolejności, wyślij mi wiadomość na margot(małpa)

rodzina się ode mnie odwróciła